sobota, 7 maja 2011

Sobota

Wstałam około godziny ósmej ( nie jestem pewna, bo każdy członek mojej rodziny twierdził co innego ). Nie chciało mi się wstawać z łóżka, ale musiałam, bo o 11:30 miałam mieć wykład we Wrocławiu.
Przed szafą stałam dwadzieścia minut i kłóciłam się z mamą o to, że nie mam w co się ubrać. W końcu znalazłam czerwoną koszulkę, do tego założyłam metalowy pasek, czarną opaskę z kokardką, czarne spodnie i czarne trampki. Okulary sobie odpuściłam.
Z rodzicami pojechałam do Wrocławia i razem z mamą poszłam dorobić zdjęcia ( kończę podstawówkę, potrzebuję do legitymacji ). Okazało się, że na zdjęcia trzeba czekać pół godziny, więc mama pojechała do domu, a ja poszłam do rynku.
Poszłam odebrać zdjęcia, a facet podchodzi do mnie z jakąś wielką kopertą i kładzie na blacie. Ja zaglądam do koperty.
- Yyy...proszę pana...to miały być zdjęcia do legitymacji... - mówię, widząc BARDZO duże zdjęcia.
Facet patrzy na mnie zdezorientowany - Aaa...to nie te zdjęcia.
Zaczęłam się śmiać. Odebrałam zdjęcia, zapłaciłam i poszłam na wykład.
Wykład prowadził...chyba nazywał się Brian Scott.
Opowiedział nam taką historię:
Płynąłem statkiem, i obok mnie grupa polaków, którzy chyba myśleli że nikt ich nie rozumie. I zaczęli mnie krytykować - że inny, że ciemny itp. A ja całą trasę nic nie mówiłem. Pod koniec przy wyjściu podziękowałem im za miło spędzony czas. ( On ma ciemną skórę ).
Cała sala ( dużo nas tam było ) zaczęła się śmiać.
Później miałam zajęcia w radiu. Nagrywałam historię o chomikach i krwiożerczym kocie. Cała grupa się śmiała z moich chomiczków.
Po zajęciach miałam pięć minut do przebiegnięcia 1,5 km. Nie wiem jakim cudem zdążyłam.
Po powrocie do domu siadłam do komputera, i do teraz od niego nie odchodzę.

Brak komentarzy: